Nie tak dawno w Przeglądzie Sportowym ukazał się obszerny wywiad Jakuba Wojczyńskiego.po tytułem Edward Traskowski – wychował dwóch kadrowiczów, a sam przebiegł świat na nartach. Zibi znakomitego trenera zna 15 lat do artykułu pana Wojczyńskiego dodałem trzy moje video wywiady z panem Edwardem polecam wszystkim
– Nauczyciel ma wielką rolę. Nie może robić tzw. ściemy. Musi się bawić tak samo jak te dzieci – mówi Edward Traskowski, który trenował obecnych reprezentantów Polski koszykarzy braci Kolendów, a sam ukończył kilkadziesiąt maratonów narciarskich na całym świecie.
22-letni Łukasz Kolenda gra w kadrze od kilku lat, a teraz w składzie na mecz eliminacji mistrzostw świata w Izraelu znalazł się dwa lata starszy Michał. Obaj zawodnicy przebyli podobną drogę, bo w seniorską koszykówkę wchodzili w Treflu Sopot, ale są wychowankami klubu Nenufar z rodzinnego Ełku. Tam właśnie prowadził ich Traskowski, który wcześniej pracował także w Łomży. Spod jego ręki wyszło też kilku innych ekstraklasowych koszykarzy i grono grających w niższych ligach. To raczej nie przypadek, lecz jednocześnie zaskoczenie, bo północno-wschodnia Polska raczej nie należy do koszykarskich regionów, a wręcz przeciwnie. Wystarczy napisać, że Warmińsko-Mazurskim OZKosz w obecnym sezonie występują cztery zespoły 13-latków, pięć 15-latków i żadnego w wyższych kategoriach młodzieżowych!
– Tutaj w okolicy nie ma kompletnie z kim grać, więc żeby się liczyć to trzeba trochę jeździć. No i jeździliśmy. Już w trzeciej klasie do Czech, potem do Włoch do Fermo i regularnie do Matery. Były obozy letnie i zimowe, w sierpniu turniej w Estonii. W Marijampolu na Litwie mam przyjaciela i jeśli np. Kolendom aż za dobrze szło i się czuli za pewnie, to dzwoniłem do niego i jechaliśmy te 130 kilometrów na mecze. Litwini sprowadzali ich na ziemię. Przez to wszystko zostawał mi może z tydzień wolnego w wakacje, ale przynajmniej mogliśmy chłopcom pokazać koszykówkę na wysokim poziomie. Miałem też świetnego dyrektora w szkole podstawowej numer 5, do której chodzili zawodnicy. Jeździł z nami i nie przeszkadzało mu, jeśli musieliśmy spać w trudnych warunkach –
Łukasz zaczynał od piłki nożnej, ale trafił do koszykówki w drugiej klasie podstawówki. – Początkowo trenowałem piłkę nożną, ale był jakiś problem z trenerem i moją mamą. Akurat wtedy do mojej szkoły przyszedł trener Traskowski, który poinformował, że organizuje zajęcia z koszykówki. Kilku moich kolegów się zapisało, potem jeden mnie namówił i tak się zaczęło – wspominał. Już w trzeciej klasie grał regularnie w zespole i był bardzo chwalony. Na YouTube można znaleźć wywiad z 10-letnim Łukaszem, w którym pada stwierdzenie, że kiedyś być może zagra w ekstraklasie tak jak inny wychowanek Traskowskiego jego imiennik Wilczek. Teraz z perspektywy czasu można powiedzieć, że Kolenda junior już osiągnął więcej.
Tenże Wilczek kiedyś w rozmowie z serwisem klubowym Legii Warszawa podkreślał, że Traskowski wychował go nie tylko koszykarsko, ale także uczył zawodników życia. – Zdecydowanie tak, była duża dyscyplina. Nie mogliśmy sobie pozwolić na wiele. Przykładowo na turniejach nie mogliśmy kupować słodyczy i czipsów. Na początku nam to nie pasowało, bo byliśmy dziećmi, ale potem się przyzwyczailiśmy i wiem, że to było dobre – zgodził się młodszy z Kolendów. – Nauczyciel ma wielką rolę. Nie może robić tzw. ściemy. Musi się bawić tak samo jak te dzieci – przekonuje Traskowski chwaląc jednocześnie zawodników.
Michał Kolenda i Łukasz Kolenda Foto: Wojciech Figurski/058sport.pl / Newspix
Michał Kolenda i Łukasz Kolenda
– Łukasz i inni to były dzieci z charyzmą. Łukasz to pokazywał od początku. Dla niego nie było tak, że pada śnieg, że są święta, że jakaś wymówka. Cały czas chodził z piłką, chciał trenować. Prowadziłem go trochę frywolnie, pozwalałem mu na to, co sobie wymyślił. Podglądał w nocy NBA, potem panie się żaliły, że śpi na lekcji – śmieje się Traskowski. Łukasz szybko zaczął łapać się do zespołu wyższych roczników i to on wciągnął do koszykówki Michała, gdy ten był w szóstej klasie. Od początku grali razem w jednym zespole i tak było przez większość czasu do ostatniego sezonu, po którym Łukasz zamienił Trefla na Śląsk Wrocław.
Traskowski przyznaje, że początkowo w Ełku nie brano na poważnie tego, że trenowani przez niego młodzi koszykarze mogą w przyszłości grać zawodowo. Sytuacja zmieniła się, gdy w środowisku zobaczyli, że Kolendowie zbierają wielkie pochwały w kraju i budzą zainteresowanie innych klubów. – Kiedyś zdejmuję Łukasza w końcówce meczu, a kolega z innego zespołu mówi, żebym go jeszcze wpuścił, bo to przyjemność, frajda oglądać jak on gra, jak podaje, jak kozłuje – wspomina trener. Łukasz do Trefla przenosił się już jako 13-latek, oczywiście razem ze starszym bratem. – Potem było już trudniej namówić dzieci na koszykówkę. Piłka nożna w Ełku rozbiła wszystko. Zresztą nie tylko u nas niestety minikoszykówka wali mocno do dołu od kilku lat. Nie ma pieniędzy. Nauczyciele i inni ludzie robią to z doskoku – ubolewa, choć przecież z Nenufara nadal wychodzą talenty jak Hubert Łałak, Błażej Kulikowski czy ostatnio Bartosz Mońko.
22-letni Łukasz Kolenda gra w kadrze od kilku lat, a teraz w składzie na mecz eliminacji mistrzostw świata w Izraelu znalazł się dwa lata starszy Michał. Obaj zawodnicy przebyli podobną drogę, bo w seniorską koszykówkę wchodzili w Treflu Sopot, ale są wychowankami klubu Nenufar z rodzinnego Ełku. Tam właśnie prowadził ich Traskowski, który wcześniej pracował także w Łomży. Spod jego ręki wyszło też kilku innych ekstraklasowych koszykarzy i grono grających w niższych ligach. To raczej nie przypadek, lecz jednocześnie zaskoczenie, bo północno-wschodnia Polska raczej nie należy do koszykarskich regionów, a wręcz przeciwnie. Wystarczy napisać, że Warmińsko-Mazurskim OZKosz w obecnym sezonie występują cztery zespoły 13-latków, pięć 15-latków i żadnego w wyższych kategoriach młodzieżowych!
– Tutaj w okolicy nie ma kompletnie z kim grać, więc żeby się liczyć to trzeba trochę jeździć. No i jeździliśmy. Już w trzeciej klasie do Czech, potem do Włoch do Fermo i regularnie do Matery. Były obozy letnie i zimowe, w sierpniu turniej w Estonii. W Marijampolu na Litwie mam przyjaciela i jeśli np. Kolendom aż za dobrze szło i się czuli za pewnie, to dzwoniłem do niego i jechaliśmy te 130 kilometrów na mecze. Litwini sprowadzali ich na ziemię. Przez to wszystko zostawał mi może z tydzień wolnego w wakacje, ale przynajmniej mogliśmy chłopcom pokazać koszykówkę na wysokim poziomie. Miałem też świetnego dyrektora w szkole podstawowej numer 5, do której chodzili zawodnicy. Jeździł z nami i nie przeszkadzało mu, jeśli musieliśmy spać w trudnych warunkach –
Łukasz zaczynał od piłki nożnej, ale trafił do koszykówki w drugiej klasie podstawówki. – Początkowo trenowałem piłkę nożną, ale był jakiś problem z trenerem i moją mamą. Akurat wtedy do mojej szkoły przyszedł trener Traskowski, który poinformował, że organizuje zajęcia z koszykówki. Kilku moich kolegów się zapisało, potem jeden mnie namówił i tak się zaczęło – wspominał. Już w trzeciej klasie grał regularnie w zespole i był bardzo chwalony. Na YouTube można znaleźć wywiad z 10-letnim Łukaszem, w którym pada stwierdzenie, że kiedyś być może zagra w ekstraklasie tak jak inny wychowanek Traskowskiego jego imiennik Wilczek. Teraz z perspektywy czasu można powiedzieć, że Kolenda junior już osiągnął więcej.
Tenże Wilczek kiedyś w rozmowie z serwisem klubowym Legii Warszawa podkreślał, że Traskowski wychował go nie tylko koszykarsko, ale także uczył zawodników życia. – Zdecydowanie tak, była duża dyscyplina. Nie mogliśmy sobie pozwolić na wiele. Przykładowo na turniejach nie mogliśmy kupować słodyczy i czipsów. Na początku nam to nie pasowało, bo byliśmy dziećmi, ale potem się przyzwyczailiśmy i wiem, że to było dobre – zgodził się młodszy z Kolendów. – Nauczyciel ma wielką rolę. Nie może robić tzw. ściemy. Musi się bawić tak samo jak te dzieci – przekonuje Traskowski chwaląc jednocześnie zawodników.
Michał Kolenda i Łukasz Kolenda Foto: Wojciech Figurski/058sport.pl / Newspix
Michał Kolenda i Łukasz Kolenda
– Łukasz i inni to były dzieci z charyzmą. Łukasz to pokazywał od początku. Dla niego nie było tak, że pada śnieg, że są święta, że jakaś wymówka. Cały czas chodził z piłką, chciał trenować. Prowadziłem go trochę frywolnie, pozwalałem mu na to, co sobie wymyślił. Podglądał w nocy NBA, potem panie się żaliły, że śpi na lekcji – śmieje się Traskowski. Łukasz szybko zaczął łapać się do zespołu wyższych roczników i to on wciągnął do koszykówki Michała, gdy ten był w szóstej klasie. Od początku grali razem w jednym zespole i tak było przez większość czasu do ostatniego sezonu, po którym Łukasz zamienił Trefla na Śląsk Wrocław.
Traskowski przyznaje, że początkowo w Ełku nie brano na poważnie tego, że trenowani przez niego młodzi koszykarze mogą w przyszłości grać zawodowo. Sytuacja zmieniła się, gdy w środowisku zobaczyli, że Kolendowie zbierają wielkie pochwały w kraju i budzą zainteresowanie innych klubów. – Kiedyś zdejmuję Łukasza w końcówce meczu, a kolega z innego zespołu mówi, żebym go jeszcze wpuścił, bo to przyjemność, frajda oglądać jak on gra, jak podaje, jak kozłuje – wspomina trener. Łukasz do Trefla przenosił się już jako 13-latek, oczywiście razem ze starszym bratem. – Potem było już trudniej namówić dzieci na koszykówkę. Piłka nożna w Ełku rozbiła wszystko. Zresztą nie tylko u nas niestety minikoszykówka wali mocno do dołu od kilku lat. Nie ma pieniędzy. Nauczyciele i inni ludzie robią to z doskoku – ubolewa, choć przecież z Nenufara nadal wychodzą talenty jak Hubert Łałak, Błażej
Na Kolendach i innych młodych koszykarzach wrażenie robiła dodatkowo pasja Traskowskiego, który od kilku dekad biega na nartach. – Dla mnie jest fenomenem. Jakoś udawało mu się to łączyć, bo nie przypominam sobie jego dłuższych wyjazdów, maksymalnie nie było go przez tydzień. A my mieliśmy wtedy np. ferie zimowe – opowiadał Łukasz. – Ja w szkole trenowałem lekkoatletykę, ale interesowałem się też nartami. Mam za sobą udział w maratonach na całym świecie – podkreśla Traskowski. Pierwsze narty zrobił ze starej szafy i jeździł na nich na podwórku. W 1978 roku usłyszał w telewizji o Biegu Piastów i zamarzył, by wziąć udział w imprezie na Polanie Jakuszyckiej.
Mieszkał wtedy w Łomży i przed biegiem jechał całą noc pociągiem do Jeleniej Góry. Tuż przed startem poczuł, że robi się głodny, więc spałaszował kiełbasę z grilla, co sportowi dietetycy uznaliby pewnie za niezbyt rozsądne. Trasę długości 25 kilometrów pokonał jednak w świetnej formie, a gdy usłyszał, że komandor biegu Julian Gozdowski zapowiada specjalny dyplom dla osoby, która ukończy bieg pięciokrotnie, to uznał to za kolejne wyzwanie. I został wśród uczestników Biegu Piastów do dzisiaj. Od 1993 roku zwiększył dystans do 50 km, a w głowie zaświtała myśl, by spróbować sił za granicą. Zaczął od Biegu Wazów w Szwecji i rozkręcił się na dobre. Startował nawet w Ushuaia Loppet na Ziemi Ognistej, południowym krańcu Argentyny.
Teraz może się pochwalić dwoma tytułami Worldloppet Master, a nawet tytułem Worldloppet Global Skier. Ten pierwszy uzyskuje się po ukończeniu dziesięciu maratonów, w tym jednego poza Europą. Drugi zdobywa osoba, która ukończy wszystkie uznawane przez Worldloppet Ski Federation w danym momencie maratońskie biegi masowe. Na liście jest 268 narciarzy, w tym 10 Polaków. Traskowski figuruje w chronologicznym zestawieniu na 76. miejscu, swoją kolekcję skompletował w 2009 roku. – Moi zawodnicy byli mocno zdziwieni. Trenowałem w Czerwonym Borze za Łomżą. Teraz ludzie chodzą po lesie z kijami dla szpanu, a ja jak było trzeba, to chodziłem po górkach bez śniegu z kijkami narciarskimi – wspomina. Przygotowywał się też w Nowej Wsi Ełckiej (NWE jak mówi) na pętli wokół domu długości 200 metrów, ale wciąż próbuje wytyczać nowe trasy w tej niezbyt narciarskiej okolicy.
Koszykówką jako trener już się nie zajmuje. – Przerwał moją zabawę udar, który był efektem stresu. Miałem 70 lat, lekarze zabronili mi za bardzo się denerwować. A przy prowadzeniu zespołu i to w takiej okolicy nie sposób się nie zaangażować. Teraz mam 73 lata, ale z biegania na nartach jeszcze nie rezygnuję – zapewnia.
Źródło: Przegląd Sportowy
Data utworzenia: 25 listopada 2021 08:00
Jakub Wojczyński Dziennikarz „Przeglądu Sportowego”
Fotki dołączone do artykułu z życia trenera Edwarda z jego profilu na FB TUTAJ
Duży szacunek dla takich ludzi. Widać, że z pasją i odpowiednim podejściem można wychowywać przyszłych reprezentantów nawet w takim niedużym ośrodku jak Ełk. Te wywiady do lektura obowiązkowa dla młodych trenerów koszykówki.Pozdrawiam obu Panów – Edwarda i Zbyszka.