Po sukcesie reprezentacji Polski na mistrzostwach świata w Chinach, jakim było zajęcie ósmego miejsca, pojawia się pytanie “co dalej”? Jak usprawnić system szkolenia, żeby w przyszłości wychować jeszcze lepszych koszykarzy? – Trzeba czerpać wzorce od najlepszych, a w Europie najlepiej szkoli się w Hiszpanii – przekonuje Andrzej Pluta, były wybitny reprezentant Polski, a dziś koszykarski trener personalny.
Chwała zawodnikom Mike’a Taylora za to, co osiągnęli w Chinach, ale trzeba zaznaczyć, że drabinka ułożyła się dla nich niezwykle korzystnie. W fazie grupowej trafili na Chiny, Wenezuelę i Wybrzeże Kości Słoniowej. Ocena mistrzostw pewnie byłaby inna, gdyby już w pierwszej fazie spotkali się z Turcją i USA (a była taka możliwość).
Nie chodzi o to, żeby umniejszyć sukces biało-czerwonych, tylko realnie spojrzeć na sprawę. Wygraliśmy z zespołami, które były w naszym zasięgu i przegraliśmy z tymi, które były zdecydowanie lepsze (tym bardziej należy uszanować piękną walkę w ćwierćfinale z późniejszymi mistrzami – Hiszpanami).
W XXI wieku to zdecydowanie najlepszy wynik dorosłej drużyny narodowej. Poza tym należy wspomnieć o wicemistrzostwie świata do lat 17 w 2010 roku w Hamburgu. Trudno jednak powiedzieć, że ten sukces był efektem systemu szkolenia. Trafił się bardzo dobry rocznik (1993) z Mateuszem Ponitką, Przemysławem Karnowskim, Filipem Matczakiem czy Michałem Michalakiem. Do tego trener Jerzy Szambelan potrafił stworzyć świetny zespół.
Wydaje się, że głównym zadaniem SMOK i KOSSM jest popularyzacja dyscypliny wśród dzieci i młodzieży.
Wzrost popularności
Dobra gra pierwszej reprezentacji na mundialu sprawiła, że wzrosło zainteresowanie wśród najmłodszych. – Coraz więcej dzieci zgłasza się na zajęcia w naszych programach Młode Asy Parkietów, czyli SMOK i KOSSM – mówi Radosław Piesiewicz, prezes Polskiego Związku Koszykówki i Polskiej Ligi Koszykówki.
– Muszę zgodzić się z prezesem. Sukces na mistrzostwach świata spowodował, że dostaję dużo telefonów z zapytaniami, w szczególności o program SMOK – dodaje Maciej Szelągowski, koordynator programów KOSSM i SMOK w PZKosz.
Młode Asy Parkietów (#1)
O co chodzi w programach związku? SMOK, czyli Szkolne Młodzieżowe Ośrodki Koszykówki, są skierowane do dzieci z klas 1-5 i podzielone na trzy grupy – naborowa dla dzieci z klas 1-3, druga grupa dzieci z klas czwartych i trzecia z klas piątych. Z kolei w KOSSM – Koszykarskich Ośrodkach Szkolnego Szkolenia Młodzieży – jest jedna grupa dla młodzieży z klas 6-8. W grupie może być maksymalnie 20 osób.
Wszystko ma miejsce w szkołach podstawowych. Co należy zrobić, aby zgłosić się do takiego programu? – Jeśli chodzi o SMOK, to była zamieszczona informacja na stronie PZKosz o naborze, zainteresowane szkoły albo urzędy miasta wysyłały do nas pakiet dokumentów, a my podejmowaliśmy decyzję, gdzie możemy taki program rozpocząć, biorąc pod uwagę wiele czynników. Niestety zdarzało się, że mieliśmy ciekawe propozycje, ale nie mogliśmy ich przyjąć ze względów formalnych. Niektóre jednostki chciałyby utworzyć jedną grupę, a przyjęliśmy, że muszą to być trzy. Chodzi nam o to, żeby jak najwięcej dzieci na tym skorzystało. Od nowego roku kalendarzowego Polski Związek Koszykówki nie będzie ogłaszał już konkursów na utworzenie ośrodka SMOK czy KOSSM. Planujemy wprowadzenie formularza zgłoszeniowego, który będzie wstępnym akcesem do programu. Już tworzona jest lista oczekujących na przyjęcie do programu KOSSM, wkrótce powstanie takowa i dla programu SMOK – wyjaśnia Szelągowski.
– Wydaje mi się, że głównym zadaniem SMOK i KOSSM jest popularyzacja dyscypliny wśród dzieci i młodzieży. I w tym aspekcie jest to z pewnością sukces. Więcej dzieci trenuje i o to w tym chodzi – ocenia Bartłomiej Siewruk, trener młodzieży w MKK Basket Koszalin.
Inicjatywę związku docenia także Andrzej Pluta, ale zwraca jednocześnie uwagę na inną ważną kwestię. – SMOK i KOSSM to oczywiście świetne programy popularyzujące koszykówkę. Tylko popularyzacja to jedno, a szkolenie drugie. Co z tego, że popularyzujemy dyscyplinę, skoro później te dzieci nie mają gdzie trenować albo mają bardzo słabe warunki? – pyta.
Jak to się robi w Hiszpanii? (#1)
Filip Siewruk, syn Bartłomieja oraz Andrzej junior Pluta i Michał Pluta, synowie Andrzeja, mieszkają, uczą się i trenują w Hiszpanii. Byli koszykarze wiedzą, że tam ich dzieci mają najlepszą szkołę basketu na Starym Kontynencie. – Wiadomo, że najlepszą ligą na świecie jest atletyczna NBA, gdzie jest duże nastawienie na bieganie. Ale zaraz po niej jest ACB. Więc jeśli ktoś zaczyna grać w lidze hiszpańskiej w młodym wieku, to nie ma w tym przypadku – mówi Siewruk.
– Tam wszystkie największe kluby mają budżety specjalnie na zespoły młodzieżowe. Do tego mają świetnych trenerów, koordynatorów. To jest zupełnie innym poziom. Nie ma takiej możliwości, że klub z małego miasta przyjeżdża do Madrytu i ogrywa Real. To jest nierealne. A u nas zdarza się, że młodzieżowy zespół klubu z ekstraklasy jedzie na mecz do jakiegoś małego MKS-u i przegrywa. W Hiszpanii to jest nie do pomyślenia – dodaje Pluta.
Oczywiście wszystko rozchodzi się o pieniądze. Szkolenie to też biznes. A w biznesie jest jedna prosta zasada – jeśli na początku się nie włoży, to później niczego się nie wyciągnie. – Tam gdzie są pieniądze, są i pomysły, i eksperymenty. Takim eksperymentem był Luka Doncić i ten eksperyment udał się w stu procentach. Pewnie nie każdy hiszpański zespół może poszczycić się wprowadzaniem młodzieży do ACB, ale Real Madryt zrobił to po raz kolejny, dając szansę 17-letniemu Usmanowi Garubie – zauważa Siewruk.
Młode Asy Parkietów (#2)
– Szkolne Młodzieżowe Ośrodki Koszykówki, czyli te dla najmłodszych dzieci, są nastawione na popularyzację dyscypliny, zabawę, zachęcenie, zaszczepienie bakcyla i w praktyce jest to w niektórych miejscach pierwsza realna pomoc przy zakładaniu nowego ośrodka koszykarskiego. Oprócz SMOK, które otwierają się w miejscach, gdzie koszykówka jest już popularna, to otwierają się tam, gdzie wcześniej nie było koszykówki, ale nauczyciel-pasjonat chce rozpropagować dyscyplinę w swoim mieście. Do tego właśnie jest program SMOK – objaśnia Szelągowski.
W Polsce szkolenie przez długi czas było zaniedbane i nie chodzi tylko o koszykówkę, ale w zasadzie o wszystkie sporty drużynowe. Związki sportowe stanęły przed trudnym zadaniem budowy systemu szkolenia. PZKosz w 2014 roku, przy współpracy z Ministerstwem Sportu i Turystyki, rozpoczął programy Młode Asy Parkietów. W pierwszym roku takich ośrodków było 16 – cztery żeńskie i 12 męskich. Dziś jest ich 185 – 66 żeńskich i 74 męskich programów SMOK oraz 22 żeńskie i 23 męskie programy KOSSM.
SMOK ma być początkiem drogi, a KOSSM zalążkiem szkolenia. – W przypadku Koszykarskich Ośrodków Szkolnego Szkolenia Młodzieży mamy określony system szkolenia. Jesteśmy w trzecim roku pracy nad jego unifikacją. Razem z trenerami KOSSM stworzyliśmy realny projekt, którego trenerzy się trzymają. Oprócz nastawienia na szkolenie indywidualne, które jest podstawą tego programu, są wplatane elementy współpracy zespołowej w ataku i obronie, ale raczej nie wychodzimy poza układy trójkowe. Czasami się zdarza, że ćwiczymy w czwórkach. Należy zaznaczyć, że wszystkie schematy w ataku i obronie są robione pod kadry narodowe. Wydział szkolenia Polskiego Związku Koszykówki podjął decyzję zunifikowania tych schematów, bo coraz więcej dzieci, które biorą udział w programie KOSSM, trafia do drużyn narodowych i wówczas łatwiej pracuje się trenerom. Chodzi o wypracowanie polskiej myśli szkoleniowej. Od tego sezonu Wydział Szkolenia podjął próbę wprowadzenia elementów unifikacji do szkolenia Kadr Wojewódzkich – wyjaśnia koordynator programów Młode Asy Parkietów.
Pieczę nad unifikacją objął profesor Kazimierz Mikołajec, dyrektor sportowy PZKosz. Początkiem było spotkanie z trenerami polskich kadr trzy lata temu. Przy okazji podsumowania występów reprezentacji, zrobiono burzę mózgów, wyciągnięto wnioski z wyników i postawy naszych młodzieżowych drużyn narodowych. – Chodziło o to, żeby każdy zawodnik miał odpowiedni schemat zachowań. Oczywiście nie będzie tak, że te zachowania wystarczą do gry w kadrze, bo w programie nie ma np. pick’n’rolli. Są rzeczy, które w reprezentacjach będą dokładane do repertuaru nauczonego w KOSSM – dodaje Szelągowski.
Jak to się robi w Hiszpanii? (#2)
– Każdy z klubów ACB posiada cantery, czyli młodzieżowe systemy szkolenia. Mniejsze zespoły, takie jak np. Badalona, są nastawione przede wszystkim na szkolenie, bo z tego żyją. Trudno też porównywać Hiszpanię z innymi europejskimi krajami, ponieważ skauci wyszukują największe talenty z Europy. Są nastawione na efekt końcowy. Przykład: cantera Gran Canarii sprowadziła Olka Balcerowskiego i będzie mogła się pochwalić, że np. wychowała zawodnika, który trafi do NBA – podaje Siewruk.
– Dlaczego Hiszpanie ściągają najlepszych graczy z całej Europy? Bo wszyscy wiedzą, że tam szkoli się najlepiej i mają najwięcej do zaoferowania – zauważa Pluta.
Hiszpanie sprowadzają największe talenty niemal z całego świata. Przez to podnoszą też poziom rodzimych graczy – młodzi Hiszpanie muszą rywalizować z wyłowionymi zawodnikami zza granicy. Efekt jest widoczny – w XXI wieku dorosła drużyna narodowa dwukrotnie zdobyła srebrne medale igrzysk olimpijskich, dwa razy była mistrzem świata i trzy razy mistrzem Europy, nie licząc medali z innego kruszcu na Eurobasketach.
To absoluty top w aspekcie szkolenia, ale inne kraje zachodnie starają się im dorównać. Wystarczy wspomnieć Włochy, Francję, a także kraje bałkańskie czy naszych zachodnich sąsiadów. – Współpracowałem z Emirem Mutapciciem, który jest obecnie asystentem w Bayernie Monachium. Opowiadał mi o Albie Berlin, gdzie na początku XXI wieku było 50 trenerów od szkolenia młodzieży! – mówi Pluta.
Były reprezentant Polski dba o koszykarskie wykształcenie synów – był z nimi dwa lata z rzędu na Litwie u Sarunasa Marciulionis, a w 2014 wysłał ich do Hiszpanii. Przez trzy lata mieszkał w tym kraju, gdzie się dokształcał pod kątem trenerskim i przez rok pracował jako asystent w Realu Betisie U14. – W tym zespole, do lat 14, mieliśmy czterech trenerów. A w Realu Madryt tych trenerów było ośmiu… Na pięciu zawodników musi być co najmniej jeden trener – objaśnia.
Nie można się dziwić, że Pluta i Siewruk wybrali taką drogę dla swoich synów. – Wielu zawodników z Europy przechodziło drogę do NBA przez Hiszpanię. Wystarczy wspomnieć Domantasa Sabonisa czy Kristaps Porzingisa. To pokazuje, że trafiają tam najlepsi, a ci najbardziej perspektywiczni są szybko wprowadzani do seniorskiej koszykówki i sprzedawani do NBA. Hiszpańskie kluby zarabiają na tym duże pieniądze – mówi Siewruk.
Popularność buduje się przez poziom sportowy, dlatego życzyłbym sobie, żeby kluby przykładały większą wagę do szkolenia.
Jak to wygląda w Polsce? (#1)
Wspomniane programy PZKosz należy docenić, bo żeby zacząć szkolić, najpierw należy zainteresować dzieci koszykówką. Do tego celu SMOK jest idealnym narzędziem. – Popularyzacja to ważna i potrzebna rzecz, ale za tym musi iść system szkolenia, który musi być w klubach. Popularność buduje się przez poziom sportowy, dlatego życzyłbym sobie, żeby kluby przykładały większą wagę do szkolenia. Żeby inicjatywa wyszła od klubów ekstraklasowych. Oczywiście są w Polsce takie zespoły, ale jest ich zdecydowanie za mało – wskazuje Pluta i trafia w sedno.
Szkolenie w klubach – tu jest największy mankament polskiego systemu szkolenia. Polskie kluby często nie są zainteresowane szkoleniem młodzieży. Dla prezesów najważniejsze jest spięcie budżetu, zrobienie transferów i uzyskanie licencji na grę. A władze ligi nie wymagają szkolenia na odpowiednim poziomie.
PZKosz i PLK to naczynia połączone (połączone choćby jednym prezesem – Radosławem Piesiewiczem). Można wrzucić kamyczek do ogródka związku, że nie wymusza na klubach odpowiednich nakładów finansowych na szkolenie. Z drugiej strony ligę tworzą też prezesi klubów, więc oni musieliby podjąć decyzję – szkolimy.
Przypomnijmy sobie jak to wygląda na zachodzie – pieniądze w budżecie przeznaczone wyłącznie na szkolenie, 50 trenerów młodzieżowych w Albie Berlin, czterech trenerów w drużynie U14 Realu Betis. Dla większości naszych klubów to poziom nieosiągalny.
– Niestety wiele polskich zespołów jest tworzonych po to, żeby wystartować w seniorskich rozgrywkach. Nie ma planu, żeby sprowadzić najzdolniejszych chłopców, pracować z nimi przez kilka lat i wprowadzić do seniorów. Tak to powinno wyglądać, ale klubom się to na dany moment nie opłaca – zauważa Siewruk.
Znowu pieniądze…
– To się opłaca! – nie zgadza się Pluta. – A raczej opłaci. To naturalna rzecz, że największe kluby wyławiają największe talenty z okolicznych drużyn. I tak było choćby za moich czasów w Bobrach Bytom czy Pogoni Ruda Śląska. Tak to powinno działać i tak działa w Hiszpanii – dodaje.
Młode Asy Parkietów (#3)
Mimo że w programie KOSSM pracuje się głównie w trójkach, według Macieja Szelągowskiego nie jest to problemem, bo w założeniu ten program jest oparty na współpracy z klubami. – Zawodnicy trzy razy w tygodniu spotykają się ze swoimi trenerami w szkołach, pracują nad techniką indywidualną, zasadami poruszania się w ataku i obronie, natomiast reszta tygodnia podporządkowana jest pod trening klubowy, więc wszystko jest wpasowane w grę pięć na pięć – zapewnia.
Inna ważna kwestia to kształcenie trenerów. To niezwykle trudny proces logistyczny, żeby uczyć szkoleniowców, którzy najczęściej są nauczycielami wychowania fizycznego i mają wiele obowiązków – Dla SMOK i KOSSM mamy po jednym obowiązkowym szkoleniu trenerów w roku, natomiast w przypadku KOSSM są jeszcze dodatkowe szkolenia dla chętnych. Mamy świadomość, że ci szkoleniowcy mają dużo obowiązków – zazwyczaj w szkole i klubie, co wiąże się także z rozgrywkami ligowymi w weekendy, dlatego tych szkoleń jest kilka i są dla chętnych. Poza tym będziemy odchodzić od szkoleń w starym stylu, gdzie wszyscy przyjeżdżają w jedno miejsce i biorą udział w wykładach. Będziemy szli w tę stronę, żeby nagrywać materiały i dostarczyć trenerom w formie interaktywnej – zdradza Szelągowski.
– PZKosz przygotowuje materiały dla młodych trenerów, żeby ujednolicić treningi. I to jest dobra droga. Tylko diabeł tkwi w szczegółach, czyli w jakości. W Polsce jest bardzo mało dobrych trenerów, a jak już są, to raczej nie chcą pracować z młodzieżą, bo jest to nieopłacalne – zauważa Siewruk.
– U nas szkolenie młodzieży to amatorstwo. Nie ma dużych pieniędzy, dlatego mówi się, że to się nie opłaca. A praca z młodzieżą jest najcięższa. Zdaję sobie sprawę, że trzeba zapłacić dobremu trenerowi od szkolenia młodzieży. Trzeba mieć koordynatora, wdrożyć plan szkolenia. W najlepszych ligach europejskich poradzono sobie tak, że kluby mają na to osobne pieniądze – dodaje Pluta.
Jak to wygląda w Polsce? (#2)
Prezes Piesiewicz zdaje sobie sprawę, że szkolenie w Polsce ma jeszcze wiele mankamentów i chciałby przenieść na polski grunt system litewski. – Jestem zafascynowany tym co robią na Litwie i chciałbym, żeby u nas było podobnie. Czyli nie wynik tu i teraz, tylko wyszukanie zawodników perspektywicznych. Mierzmy potencjał wzrostu, szkolmy i wychowujmy graczy, którzy będą regularnie grali na mistrzostwach świata – mówił po objęciu funkcji prezesa PZKosz.
Litwa to bardzo dobry przykład, tylko że tam koszykówka jest sportem narodowym. Nad Wisłą mistrzostwa świata sprawiły, że basket wyszedł z piwnicy i wszedł do przedsionka popularności. Do tego, żeby rozsiadł się w salonie, obok piłki nożnej i siatkówki, jeszcze bardzo daleka droga.
Zresztą nie chodzi tylko o popularność. Na Litwie trenerzy młodzieżowi idą za trendami, szukają nowych rozwiązań. Wystarczy wspomnieć, że niektórzy szkoleniowcy w Polsce do 13. roku życia nie wprowadzają rzutu za trzy. Litwini rzucają z dystansu już w wieku 9 lat.
– Mam duże doświadczenie jako zawodnik. Pracowałem ze znakomitymi trenerami, ale gdy sam zajmuję się szkoleniem cały czas się dokształcam. Na Litwie, w Hiszpanii, odbywałem staże. Przez ten czas bardzo dużo się nauczyłem i uczę się dalej. Teraz pracuję na Śląsku, każdy wie, co robię, ale ani razu nie przyjechał do mnie żaden trener młodzieży, żeby zobaczyć jak pracuję, porozmawiać, podpytać. Nie wiem czy to kwestia ego? Tego, że każdy uważa się za najlepszego? Uważam, że trzeba cały czas się rozwijać, bo koszykówka się zmienia. Niestety są szkoleniowcy, którzy pracują bardzo długo w zawodzie i np. od 20 lat robią to samo, niczego nie zmieniają. Nie tędy droga – ubolewa Pluta.
– Fajnie, że programy PZKosz skupiają się na dzieciach, ale brakuje jeszcze kontynuacji. Bo co potem? Gdy zawodnicy mają po 15-16 lat? – pyta Siewruk i zastanawia się: – Może trzeba stworzyć więcej centralnych punktów, jak Szkoła Mistrzostwa Sportowego we Władysławowie, która jest świetnym pomysłem. I tam mamy już świetnych trenerów. Przydałyby się jeszcze dwa-trzy takie ośrodki męskie, żeby tych miejsc dla najlepszych było jeszcze więcej. Żeby nie musieli wyjeżdżać z kraju.
W Hiszpanii młodzi gracze, którzy najlepiej grają i wyróżniają się na treningach, w treningi indywidualne dostają w nagrodę!
Różnica między szkoleniem w Hiszpanii i w Polsce
Pluta ma doświadczenie w pracy z młodzieżą w obu krajach, dlatego łatwiej zauważyć mu różnicę. – Niestety w naszych klubach młodzież często nie jest uczona etyki pracy. Nie wiedzą, co to ciężki trening. Co z tego, że jednostek treningowych jest dużo, jeśli nie są na odpowiedniej intensywności? W Hiszpanii jednostka trwa 3,5 godziny i jest połączona z zajęciami motorycznymi, siłowymi i technicznymi. A u nas dwie jednostki po godzinie, z czego 20 minut to rozgrzewka, a 15 rozciąganie… – mówi Pluta.
W Hiszpanii jest zarejestrowanych ok. 470 tysięcy młodych koszykarzy. U nas jest około 45 tysięcy. Oczywiście wypadamy blado w tym porównaniu, ale i tak nie jest to zły wynik. – Młodzieży mamy dużo. Przyjechał do mnie koordynator z Hiszpanii i powiedział, że mamy wspaniały materiał na przyszłych koszykarzy. Bo dzieci wszędzie są takie same, trzeba tylko je odpowiednio wyszkolić – ocenia Pluta.
I nie chodzi tylko o same umiejętności. Każdy utalentowany zawodnik, który nie zrobił kariery – nieważne w jakim sporcie – po latach najczęściej mówił, że nie miał do tego głowy. Dlatego bardzo ważne, żeby kształtować też charakter adeptów. – Zadziwia mnie mentalność naszej młodzieży. Gdy zawodnik się wyróżnia, zdobywa po 20 punktów w meczu, to jest “gwiazdą”. Śmieszy mnie to. Bo już mu się nie chce trenować, nie myśli o doskonaleniu, o ćwiczeniach indywidualnych. A trenerzy młodzieżowi chuchają na swoich liderów. W Hiszpanii jest zupełnie odwrotnie! Od takich graczy wymaga się najwięcej, żeby stali się jeszcze lepsi. Proszę sobie wyobrazić, że tam zawodnicy, którzy najlepiej grają i wyróżniają się na treningach, w nagrodę dostają treningi indywidualne. W nagrodę! U nas traktowałoby się to jak karę – wyjaśnia były zawodnik m.in. Anwilu Włocławek.
Jak to wygląda w Polsce? (#3)
Mimo że do wykonania jest wiele pracy, sytuacja w Polsce nie jest beznadziejna. Wspomniany przez Siewruka SMS we Władysławowie to świetne przedsięwzięcie. Do tego jest jeszcze żeńska Szkoła Mistrzostwa Sportowego w Łomiankach.
Warto przyjrzeć się męskiej SMS, gdzie trenerem głównym jest Mladen Stracević, który w zeszłym roku zastąpił Mariusza Niedbalskiego. Chorwat dał się poznać w Polsce ze znakomitej pracy z młodzieżą, zwłaszcza w Polonii 2011 Warszawa. Wówczas miał pod opieką Mateusza Ponitkę, Michała Michalaka, Tomasza Śniega czy Michała Nowakowskiego.
O tym, że ta szkoła ma sens niech świadczy fakt, że pierwszymi absolwentami byli m.in. Tomasz Gielo, Przemysław Karnowski czy Filip Matczak. Teraz kolejni zawodnicy uczą się w tym liceum, codziennie trenują i rywalizują w drugiej lidze seniorów. Jest tylko jeden problem – to jedyna taka szkoła w Polsce.
– SMS we Władysławowie ma świetne zaplecze szkoleniowe, medyczne, pedagogiczne i bardzo dobry sztab. Spełnia takie same kryteria jak cantery w każdym hiszpańskim klubie w lidze ACB! Jak się zobaczy zaplecza tych zespołów, to aż nie chce się wierzyć, że są to drużyny młodzieżowe. Ale tak jak powiedziałem – naszemu SMS też niczego brakuje. Szkoda tylko, że mamy jedną taką szkołę męską w kraju – ocenia Siewruk.
– Hiszpania zrezygnowała z takich ośrodków centralnych, bo w każdym klubie ACB jest znakomite szkolenie. Oni taki SMS jak nasz mają przy każdym klubie – uzupełnia Pluta.
Oczywiście nie wszystkie polskie kluby traktują szkolenie po macoszemu. Pod tym względem wyróżnia się choćby Trójmiasto czy Wrocław, ale niestety nie jest to powszechne. Nasze zespoły musiałyby zainwestować duże pieniądze w szkolenie i czekać na efekty co najmniej kilka lat. Brakuje cierpliwości i właśnie pieniędzy, bo zazwyczaj kluby mają kłopot, żeby związać koniec z końcem i mieć na wypłaty dla zawodowców. Można sobie wyobrazić, że niełatwo jest przekonać sponsorów do inwestowania w akademie. Bo nie ma natychmiastowego efektu, a pole reklamowe w tym żadne.
Ktoś powie – od tego jest PZKosz. A skąd ma pieniądze związek? Od sponsorów (patrz wyżej) i z Ministerstwa Sportu i Turystyki, które musi dofinansowywać wszystkie związki. Ministerstwo przekazuje związkom pieniądze, ale później nie ma wpływu na to, jak są wydawane. Nawet jeśli PZKosz dawałby pieniądze klubom na szkolenie, to później musiałby to weryfikować i w przypadku niespełnienia wymagań nie przyznawać licencji. Takie wymogi pewnie spełniłoby kilka klubów.
Potrzeba większej świadomości środowiska i długofalowej strategii w klubach. A tego u nas, w większości przypadków, brakuje.
Autor: Adrian Koliński
Dziennikarz TVPSport.pl. Sympatyk koszykówki, zwłaszcza w polskim wydaniu, i piłki nożnej.